Od pewnego czasu słychać o "nalotach" organizacji zajmującej sie prawami autorskim, która wraz asystą policji sprawdza komputery w różnych akademikach czy domach prywatnych. Jak wiadomo, w całym naszym pięknym kraju nie uświadczysz chyba nikogo kto miałby wszytko całkiem legalne, jeżeli z oprogramowaniem jest OK to na kompie znajdują się jakieś ściągnięte mp3, czy filmiki. Praktyka powszechną wśród studentów jest kopiowanie podręczników i innych pomocy naukowych. Wszytko to zgodnie z naszym (i nie tylko) prawem narusza prawa autorskie twórców. I słusznie. Ale tu rodzi się pewna wątpliwość, otóż parę lat temu wprowadzono w Polsce przepis, który nakazywał doliczanie do każdego sprzętu, który może służyć do powielania, przegrywania, przechowywania itd. pewna kwotę mającą zabezpieczyć prawa autorskie. Te pieniądze są doliczane do nagrywarek, kopiarek, dysków twardych, czystych płyt CD i DVD itd, itd. Od kilku lat, każdy kupujący jeden z w/w sprzętów, płaci z góry za możliwość kopiowania.
Co dzieje się z tymi pieniędzmi?, jak to się ma do karania posiadaczy (na własny użytek) plików z muzyką czy filmami?.
Może ktoś potrafi mi to wyjaśnić.
